Koszty pozostawania Polski poza strefą Euro
Poniższy tekst stanowi wyjątek z artykułu Stanisława Gomułki "Implikacje pozostawania Polski poza strefą Euro", będącego częścią raportu Nasza Europa: 15 lat Polski w Unii Europejskiej
Więcej w raporcie Nasza Europa: 15 lat Polski w Unii Europejskiej, do pobrania: Tutaj
"Według raportu Narodowego Banku Polskiego z 2009 r. korzyści z przyjęcia euro przewyższały koszty, zarówno w długim, jak i w krótkim okresie (NBP, 2009). W następnym raporcie NBP, w obliczu doświadczeń kryzysu finansowego, punkt ciężkości analiz przesunięto na sposoby maksymalizacji potencjału realizacji korzyści ekonomicznych i politycznych z przystąpienia Polski do strefy euro (NBP, 2014).
W sytuacji wzrostu znaczenia handlu międzynarodowego ryzyko kursowe nabrało strategicznego znaczenia. Dodatkowo pozostawanie poza strefą euro podwyższa ryzyko makroekonomiczne z perspektywy globalnych rynków finansowych, powoduje wzrost realnego oprocentowania i ogranicza bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Wyższe stopy procentowe zmniejszają też krajowe inwestycje i podnoszą koszty obsługi zadłużenia publicznego i prywatnego. Te, mierzone rentownością polskich obligacji skarbowych, są wyższe niż w innych, bardziej „wiarygodnych” krajach unijnych spoza strefy euro (np. Czechy, Szwecja).
Mimo że podłoże ostatniego kryzysu finansowego nie wiązało się z eurowalutą, to właśnie jej opinia publiczna przypisała przyczyny tego zjawiska. Jednak tylko jeden kraj – mała Grecja – stanęła na skraju niewypłacalności, czyli bankructwa, z powodu własnej rozrzutności. W Stanach Zjednoczonych też mamy przypadki bankructwa miast, a nawet całych stanów, zresztą z tego samego powodu – nadmiernej rozrzutności. Nikt jednak nie proponuje, aby np. Kalifornia czy Detroit wprowadziły swoje własne waluty, aby następnie – przez ich silną dewaluację wobec dolara – poprawiały konkurencyjność swoich produktów i usług. Usztywnienie kursu musi być kompensowane wzrostem elastyczności fiskalnej, w zakresie usług publicznych na rzecz przedsiębiorców oraz na rynku pracy. Ta ostatnia w Polsce jest dość wysoka: w dużych aglomeracjach bezrobocie jest niskie, a presja płacowa umiarkowana. Realnym problemem pozostaje niewystarczająca mobilność pracowników z obszarów o wysokim bezrobociu do miejscowości o niskim bezrobociu.
Po przyjęciu euro polskie nominalne stopy procentowe byłyby niższe o ok. 2 pkt proc., a dynamika inflacji – wyższa niż obecnie, co skutkowałoby obniżeniem realnego oprocentowania. W dłuższej perspektywie, przy nieadekwatnym nadzorze bankowym oraz słabej dyscyplinie ostrożnościowej banków, może to doprowadzić do nadmiernej ekspansji kredytowej i powstania bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości – według NBP takie zagrożenie w Polsce jest jednak znikome (NBP, 2014).
Choć Polska w 2003 r. zobowiązała się przyjąć euro, to konkretna data pozostaje nieznana, przede wszystkim z powodu niespełnienia dwóch podstawowych warunków akcesji, tzn. istnienia większości konstytucyjnej popierającej wejście do strefy euro i trwałej poprawy, o ok. 3-4% PKB, wyniku sektora finansów publicznych. To ostatnie wymaga zmian ustawowych, uelastyczniających wydatki publiczne, czego nie proponuje żadna z dominujących partii politycznych.
Argumenty przeciwników akcesji Polski do strefy euro są ideologiczne: akcesję przedstawiają jako zagrożenie dla narodowej tożsamości. W dyskusji pojawiają się też dwa argumenty: zagrożenie wzrostem cen i groźba utraty niezależności w prowadzaniu polityki pieniężnej. Jeśli chodzi jednak o tę ostatnią, to już od przystąpienia do UE relatywnie mała gospodarka Polski jest otwarta na przepływy kapitałowe z unii walutowej – w sytuacji zliberalizowanych przepływów kapitału i zintegrowanych rynków pieniężnych, faktyczna niezależność jest znikoma. Empiryczne badania potwierdziły to, bo wskazują na długookresową jednostronną zależność między stopami procentowymi pomiędzy NPB a EBC (Goczek, Mycielska, 2014). Obecnie strategia integracji Polski ze strefą euro opiera się na czterech filarach:
1) trwałym wypełnianiu kryteriów z Maastricht;
2) wzmocnieniu potencjału polskiej gospodarki;
3) dobrym przygotowaniu techniczno-organizacyjnym;
4) wzmocnieniu instytucjonalnym samej strefy euro.
Pierwszy element jest szczególnie ważny, ale i trudny w realizacji, a zmiany w tym obszarze rzutują na stabilność i rozwój gospodarczy kraju niezależnie od okoliczności. Rzeczywiście, polski dług publiczny kształtował się na poziomie 50-60 % PKB w latach 2000-2012, przewyższając o 20-30 pkt proc. pożądany poziom - czyli 30-40% PKB. Deficyt strukturalny finansów publicznych przekraczał pożądany poziom 0% PKB o średnio 3-4% PKB.
Co do drugiego filaru, gospodarka polska cechuje się wysoką innowacyjnością opartą na zewnętrznych transferach nowych produktów i technologii. Przyjęcie euro zwiększyłoby bezpośrednie inwestycje zagraniczne i wymianę handlową, a to ułatwiłoby też dopływ innowacji, podniosło konkurencyjność i wprowadziło pozytywne zmiany strukturalne. Biorąc powyższe pod uwagę, należy zatem przyśpieszyć wejście Polski do strefy euro, zamiast je opóźniać.
Popularna jest sugestia przyjęcia euro dopiero wtedy, gdy różnica w płacach i innych dochodach wyrażonych w euro między Polską a krajami „starej” UE będzie niewielka. To stanowisko, uzasadnione psychologicznie i politycznie, pomija jednak istotne argumenty ekonomiczne. Po pierwsze, korzyści gospodarcze z przyjęcia euro maleją wraz z redukcją luki rozwojowej między Polską a UE. Po drugie, różnice w dochodach nominalnych wyrażonych w euro, ale nie w sile nabywczej, będą znaczące przez dziesięciolecia. Po trzecie, decyzja o przyjęciu wspólnej waluty wzmocni złotego i zmniejszy (wyrażoną w euro) nominalną lukę dochodową. Po czwarte, konkurencyjność sektora eksportowego jest niewrażliwa na wahania kursowe ze względu na znaczny udział kapitału obcego (45-50%) oraz dominującą pozycję dużych podmiotów z łatwym dostępem do rynków globalnych. Kurs złotego wobec euro w 2019 r. mógłby być zatem silniejszy od obecnego o 10-20%. Oznaczałoby to analogiczny wzrost wyrażonych w euro dochodów w Polsce. Jednak kurs nie może być zbyt mocny, gdyż taka sytuacja, mimo że atrakcyjna np. dla emerytów i rencistów, doprowadziłaby do masowych bankructw w sektorze przedsiębiorstw i proporcjonalnego wzrostu bezrobocia."